Za oknem już dawno zima. Podziwiam te gwałtowne zmiany pór roku. Około połowy listopada przychodzą pierwsze mrozy.
Takie solidne. Nierzadko sięgają i minus trzydziestu. W tym roku też tak było. W Bijsku nawet o dwa stopnie więcej.
Potem następują ocieplenia i zaczyna padać śnieg. Mamy go teraz z piętnaście centymetrów.
Pod koniec grudnia znacznie go przybędzie. Mówi się nawet, że w tym roku wszystko wskazuje na to,
iż go będzie nawet za dużo. Nikt więc nie będzie miał pretensji, że zimy na Syberii zabraknie.
Ja zaś mogę tylko „pobiadolić”, że mi brakuje miejsca do pracy. Bowiem remont się ciągnie jak ślimaki na wyścigach.
Wprawdzie już sporo jest zrobione, ale do końca jeszcze bardzo daleko. Szykujemy się do świąt.
W tym roku będzie wspólna wieczerza wigilijna a po niej pasterka o północy. Pierwsza w Bijsku od bodaj 60 lat.
Ciągle się modlę, aby zegar zbawienia zaczął wybijać swoje godziny na Ałtaju.
BIJSK
Przyjazd „inastrańca” wzbudził u moich sąsiadów duże zainteresowanie. Wielu z nich z życzliwością odnosiło się do
mnie i do planów utworzenia kaplicy katolickiej. Nawet kilkakrotnie gościli na liturgii niedzielnej. Przy okazji
dowiedziałem się, że na tejże ulicy mieszka jeszcze jeden Polak. Jak się okazało, chodziło o potomka zesłańców z
końca XIX w. Pan Jan urodził się już w Bijsku. Będąc dzieckiem uczestniczył w Mszach świętych odprawianych
w kościele katolickim. Nie był on wielki, ale jak przyjeżdżał ksiądz z Barnaułu, to trudno było do niego
wejść - powiedział mi kiedyś. Polacy do Bijska byli zsyłani jeszcze w XVIII w., kiedy trzeba było umacniać granice
południowe carskiej Rosji przed napadami Mongołów i Chińczyków. Byli to jednak nieliczni żołnierze, którzy dostali
się do niewoli rosyjskiej. Dopiero po powstaniach przybyła tu ich znaczna grupa. Cieszy fakt, że w tamtym okresie,
na zesłaniu pokazali się często z najlepszej strony. Tworzyli zakłady, fabryki, zajmowali się handlem. Nierzadko
najładniejsze domy w syberyjskich miastach zostały zbudowane przez Polaków. W Bijsku np. pierwszą publiczną szkołę
dla dzieci utworzył w 1847 zesłany ksiądz P. Szyszko. Nic nie wiadomo jednak o jego dalszej działalności.
Dopiero pół wieku później powstała mała świątynia na obrzeżach miasta. W jedynym posiadanym przeze mnie dokumencie
z archiwów Petersburskich mówi się, że "siedemdziesiąt rodzin polskiego pochodzenia przeżywających w Bijsku
postanowiło wybudować ze środków własnych kościół". I tak też się stało. Świątynia powstała na terenie
starego cmentarza. Parafia jednak nie miała własnego kapłana. Przyjeżdżał ksiądz z Barnaułu. Po rewolucji w
całej Rosji rozpoczęły się prześladowania religijne. W 1937 roku został zniszczony i cmentarz katolicki,
i kościołek. Ostatni duszpasterz syberyjski - ks. Antoni Żukowski, został rozstrzelany
w Nowosybirsku 12 X 1937 roku jako szpieg watykański. Od tego czasu można mówić o zamierającym życiu religijnym.
Pan Jan powiedział mi na odchodne: - "W szkole nas uczyli, że religia to wymysł nieuczonych ludzi,
którzy nic nie wiedzą o historii świata i ludzkości. Po śmierci Mamy już nas nikt nie uczył o Bogu.
I tak zapomniałem i pacierza i polską mowę" - Widzi pan jak ta historia z woli Bożej się zmienia.
Bo ja na Ałtaj przyjechałem właśnie uczyć religii i języka polskiego - powiedziałem na pożegnanie.
Po tragicznym 17 września 1939 roku na Ałtaj zostało zesłanych wg. oficjalnych danych 16 500 Polakow,
ok. 10000 Litwinów, Białorusinów, Lotyszow . Księża z Kresów Wschodnich trafili do Katynia, Starobielska
i Ostaszkowa. Nieliczni, którzy znalezli się na Syberii odeszli wraz z tworzoną Armią Andersa i później
Wojska Polskiego. Na terenie parafii istnieje wioska Troickoje, gdzie pozostały bardzo liczne
groby z tamtych czasów. W 1941 dotarło na Altaj kilkaset tysięcy Niemców z Powołża i tzw. odeskich.
Wśród nich byli także katolicy, którzy mimo wszelkich przeciwności starali się zachować wiarę.
W latach dziewięćdziesiątych do Rosji zaczęli przyjeżdżać księża katoliccy. Wspolnotę katolicką utworzył
w Bijsku ks. Andrzej Graczyk z Gniezna, który docierał tutaj z Nowosybirska. Potem po utworzeniu parafii
w Barnaule - ks. Walter Bahman. A po jego śmierci ks. Roman Cały no i ja. Parafia w Bijsku to raptem jakieś
40 osób, z czego na Msze św. przychodzi regularnie w niedziele ok. 20 osób. Kiedyś jeden z parafian powiedział,
że mocno sobie wziął do serca słowa z mojego kazania : „Jeśli będziesz miał czas dla Pana Boga,
to i Pan Bóg będzie miał czas dla ciebie”. Od tej rozmowy widzę go na każdej Mszy św. W większości parafianie
są potomkami polskich zesłańców. Są też rodziny niemieckie i rosyjskie. Na wioskach mieszkają przeważnie Niemcy
(ok. 20 rodzin). Z racji remontu, nie mogłem dotrzeć do wielu miejsc, gdzie jeszcze żyją katolicy.
Sama praca duszpasterska też ograniczała się dotychczas do Mszy św. w niedzielę i święta po której prowadziłem
katechezę. Z chwila ukończenia remontu salki (min. wymiana podłóg, instalacji elektrycznej ) będę mógł rozpocząć
spotkania w ciągu tygodnia. Widzę, że na brak pracy nie będę narzekał, bo coraz więcej osób chce "uregulować"
swoje życie religijne przyjmując sakramenty. Powoli zawiązuje się już grupa dzieci i młodzieży.
Może nawet powstanie Duszpasterstwo Akademickie. A środowisko dziennikarskie miasta jest otwarte na współpracę.
Hm, może z czasem znów wrócę do radia... Szykujemy się do świąt. W tym roku będzie wspólna wieczerza wigilijna
a po niej pasterka o północy. Pierwsza w Bijsku od bodaj 60 lat. Ciągle się modlę, aby zegar zbawienia zaczął
wybijać swoje godziny na Ałtaju.
|