To było w sobotnie popołudnie. Przed bijską
plebanię zajechał samochód. Wysiadł z niego mężczyzna
czterdziestoparoletni. Z nim były dwie dziewczyny w wieku 16 i 18
lat. Podszedł do drzwi, po porosił o rozmowę. Okazało się, że
ma polskie pochodzenie. Rodzice wywodzą się z Ukrainy, a zostali
zesłani na Ałtaj w 1940r. Potem opowiedział o swojej rodzinie,
co robi. Na koniec zapytał upewniając się:
- A ksiądz jest Polakiem?
- Tak – odpowiedziałem
- To mógłby mi ksiądz wystawić wizę do Polski. Tutaj
jest tak ciężko żyć. A dla dzieci nie ma żadnej perspektywy.
- Ale ja nie wydaję wiz. Ja jestem księdzem i zajmuję się
tylko religijnymi sprawami. Wizy wydaje Ambasada Polski w Moskwie.
- To nie chce mi ksiądz pomóc?
- No, chce – odpowiedziałem nieco zmieszany - Tylko nie
wiem o jaka pomoc chodzi. Np. mogę zadzwonić do Moskwy i zapytać
się, co potrzeba do wyjazdu. Potem mogę panu wypełnić
dokumenty itd.
- Nie! Ja chcę, żeby ksiądz dał mi wizę – powiedział
podnosząc głos, wyraźnie zdesperowany.
Próbowałem wyjaśnić mu raz jeszcze, kto i gdzie załatwia
wizy i czym ja się tu zajmuję. Nie ustępował. Wtedy
zrezygnowany powiedziałem na odchodne:
Jeśli Pan chce, to mogę Panu wydać wizę do nieba. Ale to
trochę potrwa.
Od tego spotkania upłynęło już sporo czasu. Do dzisiaj uśmiecham
się wspominając wydarzenie. Jedno jest pewne, że chcę z Bożą
pomocą wydawać wizy do nieba. Prosto z Syberii.
Witam Was serdecznie Przyjaciele Misji na Ałtaju.
Wiem, wiem, że dawno nie pisałem. Ale trudno znaleźć czas,
kiedy ma się tyle zajęć. Najwięcej go kradnie remont, który
na szczęście już powoli się kończy. Zostanie na przyszły rok
praca przed domem i kaplicą (dróżki, kwietniki itd.). Ktoś mi
kiedyś żartobliwie powiedział, że Bijsk to „tupikowa”
stacja kolejowa – dosłownie: ślepa. Często to tak wyglądało.
W poszukiwaniu długich śrub musiałem jechać 365 km, na deski
czekać dwa tygodnie, dwie tony cementu kupować w 10 sklepach, bo
w każdym było tylko po kilka worków itd. Ale to na szczęście
już odchodzi w historię. W tym wszystkim przyświecało mi –
niech to jednak nie zabrzmi nieskromnie – wezwanie skierowane do
św. Franciszka: „odbuduj Mój Kościół”. No i budowałem.
Teraz przyjdzie czas na budowę kościoła duchowego. Powoli i on
rozrasta się. W niektóre niedziele to mamy „klęskę
urodzaju”. Mała kaplica jest pełna, jak bijski tramwaj w
godzinach szczytu. Jak tak dalej pójdzie, to za jakiś czas
pewnie będzie trzeba pomyśleć o budowie kościoła. Ale to
przyszłość. Teraźniejszość jest taka, że wiele osób
przychodzi dowiedzieć się, czym się zajmujemy i co robimy.
Potem znikają, by pojawić się znowu za jakiś czas szukając
czegoś, co zaspokoi ich pustkę serca. Przykro to mówić, ale Kościół
Prawosławny bardzo mało robi, aby zaspokoić potrzeby duchowe.
Nie chcą też z nami współpracować. Moje propozycje wspólnej
pracy np. z młodzieżą od razu zostały odrzucone. Wieczorem, po
spotkaniu z prawosławnym proboszczem dowiedziałem się, że
zadzwonił do wszystkich księży prawo-sławnych informując, że
katolicy rozwijają swoją działalność i trzeba mieć się na
baczności. A co to będzie, kiedy parafia tak naprawdę zacznie
pracować, tak jak planujemy...
Żeby chociaż po krótce opowiedzieć o życiu
misji trzeba cofnąć się do Świąt Paschalnych. Po raz pierwszy
świętowaliśmy Triduum Paschalne. Jak na nasze warunki , była
całkiem ładna frekwencja. Chociaż jak to każdy proboszcz powie
– mogła być lepsza. Dla mnie radościa było w Wielki Czwartek
wyspowiadać po kilkudziesięciu latach paru nowych parafian, których
Pan Bóg postawił na naszej drodze. W sobotę zaś porocznym
przygotowaniu zostało ochszczonych troje osób. A następnego
dnia pobłogosławiłem pierwszą parę małżeńską. Ach, co to
był za slub!!! A potem i ja na weselisku byłem, miód i wino piłem.
A co zjadłem... to moje. Wraz z wiosną przyszło
zintensyfikowanie prac remontowych w domu. Cóż za radość wykąpać
się po raz pierwszy w łazience... a nawiasem mówiąc, ta
cywilizacja zepsuła człowieka. Tak by pozostało wiaderko i
miednica, noszenie wody ze studni, a tu się luksusy śniły –
prysznic, umywalka i wszystko takie kapitalistyczne.
Potem przyszła kolej na budowanie garażu z chytrym wymysłem
podgrzewania silnika zimą, często przy –35 oC tylko
kaszlnie i bez podgrzania go jakim sposobem „bezpalezno” z nim
walczyć. Teraz mam nadzieję będzie inaczej. Ale o szczegółach
szaaa... No i na koniec udało nam się zmienić dach, bo wymagał
już tego. Szkoda tylko, że nie udało się postawić na nim
miniaturowej wieżyczki z niewielkim dzwonem, tak jak planowałem.
Komuniści w Rosji walcząc z Kościołem rozpoczynali burzenie świątyni
i od wież.. Najpierw strącali krzyże, a potem „ścinali wieże”,
żeby niczym nie odróżniały się te budynki od innych. Tak jest
np. w Barnaule, gdzie w obecnej aptece trudno dostrzec sakralne
rysy. Z planów budowy dzwonnicy jednak nie zrezygnowałem i mam
nadzieję, że stanie jeszcze zima.
Bijsk okazał się w tym roku atrakcyjnym miejscem dla turystów z
Polski. W lipcu i sierpniu było ich tu z trzy tuziny, którzy prócz
zwiedzania Ałtaja znaleźli czas na pomoc przy remoncie. Bardzo
im byłem za to wdzięczny. Możliwe, że takie wizyty staną się
podstawą przebudowania strychu na schronisko turystyczne. Hm,
trzeba z czegoś żyć. A prócz turystów parafia przyjęła także
dwie grupy dzieci z parafii w Talmence (sąsiednia parafia 250 km
od Bijska na północ) i z domu dziecka w Nowosybirsku
prowadzonego przez polskie siostry elżbietanki. „Wakacje z
Bogiem” cieszą się tutaj wielką popularnością, bo niektóre
dzieci z wiosek po raz pierwszy mogą być w dużym mieście,
kinie, teatrze lalek, cyrku idt. Po raz pierwszy też doświadczają,
że w innych miejscach tez są katolicy. Dla nas, żyjących w
diasporze, ma to ogromne znaczenie. Bo wtedy śmielej przyznają
się do parafianie do swego Kościoła. I starają się tym samym
świadkami w tym zateizowanym kraju.
W sierpniu postanowiliśmy w swoim dekanacie zorganizować dla
parafian małe święto. Było nim pielgrzymowanie do Sławgorodu
(650 km od Bijska), gdzie z rozporządzenia biskupa znajduje się
Kościół jubileuszowy. Msza św. Dla czterech parafii, potem
spotkanie w grupach, zabawa dla dzieci, nabożeństwo
Eucharystyczne – wszystko to jakby przywabiło krwi w
naszych wspólnotach. Mamy nadzieję, że teraz rokrocznie będziemy
się spotykali za każdym razem w innej wspólnocie parafialnej.
Innym wielkim świętem było poświęcenie katedry w Irkucku ( 8
IX ). Naprawdę pięknie przygotowanym od strony liturgicznej
(nabożeństwa konferencje, świadectwa). Konsekracja to wielki
znak, że Kościół tu odżywa, że potrzebna są świątynie,
kapłani, siostry, że jesteśmy tu potrzebni... I nie koniec na
tym. Na początku sierpnia do Bijska przyjechała z Wrocławia świecka
misjonarka Ania Czerwonka. Mam nadzieję, że Pan Bóg za jej
przyczyna przysporzy nam dobra. Na razie uczy się języka i
powoli wchodzi w rytm służby na Ałtaju.
|