Piszę te słowa spoglądając co jakiś czas na ekran telewizora, z którego dochodzą niepokojące informacje
o zdrowiu Ojca św. O dziwo – rosyjska telewizja podaje je jako pierwszą wiadomość.
Nie rzadko jednak komentarz jest pełen sensacyjnych dodatków. Na tym tle czymś zupełnie nienormalnym jest
milczenie hierarchów prawosławnych, którzy nie tylko nie zachęcali do modlitwy – a nawet jej zabraniali.
Wobec ogromnego świadectwa cierpienia – współczucie z Rosji płynie tylko z nielicznych serc.
Przed kilkoma dniami wróciłem z objazdu punktów misyjnych w wschodniej części parafii.
W Jednym z nich miałem swego czasu bliskie kontakty z księdzem prawosławnym, którego dowoziłem do pewnej wioski,
gdzie razem prowadziliśmy duszpasterską pracę. Ja obchodziłem domy katolików – on gromadził prawosławnych w lokalu
po dawnym sklepie. Pierwotnie to pomieszczenie wykorzystywaliśmy my, ale ponieważ ogromna większość w wiosce
to prawosławni – poprosiłem go, aby przygotowywał tam ludzi do przyjęcia sakramentów i odprawiał liturgię.
Ojciec Siergiej chętnie się zgodził i tak zaczęła się wspólna praca. Jakieś pół roku temu odwołano go jednak
z tej parafii i przeniesiono na inne miejsce. Dopiero teraz dowiedziałem się, że przyczyną tego były właśnie
nasze kontakty, o których doniesiono miejscowemu biskupowi w Barnaule. Na jego miejsce przyszedł ks. Genadi,
który podczas pierwszej liturgii zapowiedział, że zabrania katolikom wchodzić do cerkwi. Bardzo to przeżyła
moja mała wspólnota, bo do punktu docieram raz w miesiącu a w czasie mojej nieobecności zachęcałem do chodzenia
do tej świątyni. Teraz jej drzwi są zamknięte dla katolików.
Nie jest to niestety pierwszy przypadek przeniesienia, którego byłem "przyczyną".
Inny prawosławny ksiądz, który dość często zaglądał do Bijska i chętnie korzystał z naszej
biblioteki – musiał objąć placówkę niecałe 100 km od mongolskiej granicy. To ostatnia prawosławna
parafia na południu republiki. Pewnie jednak jego biskup nie wiedział, że na granicy z Mongolią mam także
placówkę i docieram tam przynajmniej 2 razy w roku (to 600 km od Bijska i trzeba pokonać dwie przełęcze – 1899 mnp.
i 1712). Kiedy pytałem się go, czy może zaprzestaniemy kontaktów – odpowiedział: "Przecież dalej już mnie
nigdzie nie mogą posłać…"
Całe szczęście, że zupełnie inną pozycję zachowują pastorzy miejscowych wspólnot protestanckich.
Z nimi relacje układają się bardzo dobrze i mamy wspólne idee odnośnie pracy. Tutaj czuć prawdziwą sympatię.
Na nasze święta Paschalne po raz pierwszy przyszło do kaplicy ponad 50 osób. Aż trudno nam było się pomieścić.
Jeśliby tak co niedzielę… hm, to trzeba by budować nową kaplicę. W czasie niedzielnej Mszy św. dane mi było
ochrzcić najmłodszego parafianina, który otrzymał imię Edward. Tradycyjnie w pierwszy dzień świąt modliliśmy
się za naszych dobrodziejów, dzięki którym możemy wypełniać swoją misję na Ałtaju.
Ożyła też szkółka przyparafialna, w której są prowadzone zajęcia j. polskiego.
To ogromna zasługa nowego nauczyciela. Ja bardzo się z tego cieszę, bo odpadły mi obowiązki nauczycielskie,
a widać też, że "nowa miotła" dobrze wymiata. Teraz wspólnie szykujemy program na festiwal, jaki od kilku
lat jest organizowany na początku maja i w którym bierzemy udział jako diaspora Polska na Ałtaju.
Potem czeka nas mały jubileusz, bowiem Centrum Kultury Polskiej obchodzić będzie X-cio lecie swojego istnienia.
Z tej też okazji chcemy zorganizować jubileuszowe "Dni polskie w Bijsku". I tym sposobem ledwie zaczął się
nowy rok, a tu już widać jego półmetek.
Serdecznie Was pozdrawiam i życzę aby owoce Zmartwychwstania nieustannie odradzały zieleń naszej wiary.
|