Napisanie tego listu odkładałem od wielu tygodni. Chciałem bowiem mówić już o tym, co dla nas najważniejsze - zakupie ziemi pod kościół
i plebanię. Łudziłem się też, że będę już mógł podać konkretne terminy budowlane i przedstawić sam projekt. Ale jak to często bywa - plany swoje,
a rzeczywistość zupełnie odmienna.
O zakupie ziemi z sąsiadem rozmawiałem dokładnie rok temu. Wtedy też powiedziałem o konieczności przygotowania wszystkich dokumentów
(miał on bowiem niezły bałagan, związany z prawem własności itp.). Zmieniające się bowiem przepisy rosyjskie wymagają teraz sprywatyzowanej nieruchomości,
aby można ją było odsprzedać. Wcześniej wystarczyła dzierżawa lub inna forma posiadania. Proces to jednak niekrótki i upstrzony koniecznością wizyty w kilku
różnych instytucjach. Każda z nich od momentu podjęcia zamówienia ma średnio 30 dni na wydanie odpowiedniego dokumentu. Z nim zaś trzeba udać się do kolejnego urzędu,
aby i on po miesiącu mógł wydać kolejny certyfikat. A jeśli akurat zmieniły się jakieś przepisy, to okres oczekiwania należy wydłużyć o bliżej nieokreślone tygodnie.
W rezultacie dokumenty potwierdzające prawo własności sąsiad otrzymał na początku kwietnia br., ale dotychczas nie może znaleźć sobie satysfakcjonującego domu,
w którym by mógł zamieszkać. Do tego doszła wielka niespodzianka finansowa (oczywiście na naszą niekorzyść): ustalona wcześniej suma zakupu została zwiększona o 1/3.
Ale ten prezent przyszedł z Moskwy, bowiem Ałtaj został wybrany w styczniu tego roku jako specjalny rejon rozwoju turystycznego i… hazardowego. W ciągu czterech
lat mają tu wybudować komfortowe drogi; poszerzyć pas lotniska na przyjmowanie największych samolotów; zwiększyć przesyłowość linii energetycznych i zbudować rurociąg
gazowy aż do samej granicy z Chinami. Duże środki finansowe mają też być przeznaczone na poprawę infrastruktury turystycznej (ośrodki turystyczne,
schroniska i hotele...). Jeśli zaś chodzi o hazard, to rzecz ma się następująco: w Rosji postanowiono, że gry hazardowe będą dopuszczone tylko w czterech republikach,
a jedną z nich ma być Ałtajski Kraj. Około 50 km od Bijska ma powstać coś na podobieństwo Las Vegas: kasyna, miejsca rozrywki i rekreacji. Z tego też powodu
w styczniu wszystkie nieruchomości w mieście podrożały przynajmniej o 1/3, a w najważniejszych dla inwestycji miejscach nawet kilkadziesiąt razy!!!
Dlatego też mój sąsiad zmienił wcześniejszą cenę, co zrozumiałe. Ale jakie to przykre dla kieszeni…
Ma on też trudności z znalezieniem odpowiedniego dla siebie lokum z wyżej wymienionych powodów. Już kilka planowanych transakcji zostało anulowanych.
Tak jest niestety po dziś i nie wiadomo, kiedy wejdziemy na plac budowy. Skoro jeszcze czekają na nas wymagane pozwolenia na budowę, a nie wspomnę już o wyłonieniu
samej firmy budowlanej, więc nie ma czym się chwalić. A tylko cierpliwie czekać, aż transakcja zakupu zostanie załatwiona, a po niej uruchomi się maszyneria związana
z budową.
Ktoś pewnie zapyta, dlaczego zatem tak usilnie trzymam się owej sąsiedzkiej ziemi, a nie szukam czegoś innego? Jakiegoś innego domu czy wolego
terenu. Dla nas odpowiedź jest prosta. Nasze obecne budynki parafialne zostaną sprzedane siostrom zakonnym, a obok będzie kościół z budynkiem duszpasterskim.
To sąsiedztwo gwarantuje współpracę i wzajemną pomoc. Siostry bowiem będą zajmowały się działalnością charytatywną i wychowawczą na terenie plebani.
Do miejsca pracy będą miały 35 m: w domu duszpasterskim będzie min. świetlica dziecięca i biura "Caritas". Dla parafii zaś zostanie do dyspozycji obecna baza
rekolekcyjno-wypoczynkowa, pomieszczenia noclegowe na poddaszu oraz dobrze wyposażona stołówka, węzeł sanitarny i boiska w powstałym klasztorze. I co najważniejsze,
to kościół stanie przy głównej drodze prowadzącej w głąb Ałtaju. Każdy przejeżdżający przez miasto będzie musiał go zobaczyć. A w naszych warunkach, kiedy ciągle
szukamy katolików i ich potomków jest to bardzo ważne.
Przyszła też mi do głowy idea, aby przy kościele (a może na ścianie kościoła) zbudować czy utworzyć "Kaplicę Zesłańca" Raz po raz przychodza listy
z prosbami, aby odszukać w tajdze zapomniane cmentarze, na których spoczywają ciała naszych rodaków zesłanych tutaj w czasie wojny. Udało nam się uporządkować
jeden cmentarz w Jużnym (ok. 120 km od Bijska); latem mamy to uczynić w Pokrowskom (ok. 250 km). Ostatnio zaś do mnie dotarły listy z prośbą o znalezienie mogił
oddalonych 60 i 80 km od naszgo miasta. Penetrując cmentarze trzeba jednak stwierdzić, że większość grobów zostanie bezimienna. Już dawno znajdujące się na nich
krzyże i tabliczki zostały zniszczone, albo same się rozpadły. Czy więc nie było by słusznym zbudowanie kaplicy, w której na ścianach wypisano by imiona
i nazwiska osób, które bezimiennie spoczywają w ałtajskiej ziemi? Przy kościele zaś powstałby swoisty pomnik - martyrologium Polaków, przy którym wznoszono
by modlitwy za zesłańców "Nieludzkiej Ziemi". W ten sposób można by oddać im cześć i pozostawić otwartą stronicę historii dla potomnych. A jakże to ważne w Rosji,
która wciąż nie chce się przyznać do ludobójstwa Katynia i bezprawnych deportacji na Syberię. Tutaj, w ałtajskiej ziemi, pozostało pochowanych ok. trzech tysięcy.
Bardzo proszę o modlitwę w intencjach zakupu ziemi i budowy kościoła. Trzeba wesprzeć nasze siły. Sprawa budowy jest u nas oczkiem w głowie,
niemniej nie zaniedbujemy pracy duszpasterskiej.
W grudniu tradycyjnie zorganizowaliśmy Wigilię na plebani. Tak sobie póki co myślę, że to najlepsza forma wprowadzenia w rodzinach tradycji
katolickich. Trzeba najpierw pokazać, jak samą wieczerzę przygotować i ją świętować. Rokrocznie pojawiają się pytania, jakie potrawy trzeba przygotować
i czego unikać w postnym menu. Jeśli to już się ustali, będzie można zachęcać do wieczerz w swoich domach. Tylko dalej pozostanie problemem przygotowania
Wigilii w rodzinach z odmienną wiarą czy wyznaniem. Tutaj jest tak wielka mieszanka narodowościowa i wyznaniowa, że trudno przekonywać do powstającej na nowo
tradycji katolickiej. A oddając cześć prawdzie – najwięcej jest tu ludzi niewierzących. Albo wierzących we wszystko – w magię, horoskopy i Bóg wie, w co jeszcze.
Tak wiec rodzin katolickich jest bardzo mało, a najwięcej „polowinek” i żeby przekonać tę drugą stronę do wzajemnego świętowania religijnego jest bardzo trudno.
Stad dalej najlepszym wyjściem jest wigilia na plebanii a po niej pasterka.
W tym roku miłym akcentem były jasełka wykonane przez dzieci. Mamy natrudziły się nad strojami i wyuczeniem tekstów pociech.
A w efekcie otrzymaliśmy bardzo piękny i wzruszający spektakl, który aż żal, że był tylko jednorazowy. No bo gdzie go można jeszcze pokazać?
O północy odprawiliśmy Pasterkę, a po niej zamówiony autobus rozwiózł ludzi do swoich domów. Następnego dnia był przecież zwyczajny, roboczy dzień.
Tak trudno w diasporze, żyjąc wśród zupełnie innej tradycji, stworzyć świąteczną atmosferę. Ale trzeba o to się starać, aby najmłodsze pokolenie mogło
wzrastać w tym podzielonym świecie. Gdy na Zachodzie rozbrzmiewają pieśni świąteczne i cała atmosfera napomina ten świąteczny okres - tutaj są robocze dni.
I dopiero dwa tygodnie póżniej przy prawosławnym świętowaniu można otrzymać ów zewnętrzny bodziec.
Następnego dnia, w pierwszy dzień świąt, gościliśmy u siebie gromadkę Polonusów. Z satysfakcją muszę stwierdzić, że oprawa parafialna była bogatsza
od polonijnej. Wystąpienia dzieci zdetronizowały młodzież.
Na święta wielkanocne przyszła satysfakcjonująca ilość ludzi, chociaż każdy proboszcz powie, że mogło być lepiej. Niemniej kaplica była
pełna w czasie Triduum. Po rezurekcyjnej Mszy św. każdy wyciągnął z świątecznego koszyka jakieś wiktuały i było długie oraz smaczne śniadanie w kręgu parafialnym.
[foto].
Na koniec wspomnę o naszych nowych parafiankach, "którym trudno będzie patrzeć prosto w oczy", jak to kiedyś śpiewał w jednej piosence
Andrzej Rosiewicz. Tuż po świętach wielkanocnych raz jeszcze gościliśmy w Bijsku siostrę przełożoną (prowincjalną) z Korei, z którą odbyły się bardzo konkretne
rozmowy odnośnie planowanego otwarcia domu zgromadzenia Sióstr św. Pawła de Chartre
[foto].
Wyznaczono już dwie do Bijska: pracować tu będą s. Areta i s. Agensa Pracę
rozpoczną 17 VI. W swojej wielkoduszności Koreanki pozwolą mi pozostać w budynku obecnej misji katolickiej, aż do momentu zbudowania nowego domu duszpasterskiego.
Mam nadzieję, że to nastąpi za dwa lata. Same zaś będą wynajmowały do tego czasu mieszkanie. Stwierdziły, że byłoby mi trudno sprostać obowiązkom proboszcza,
redaktora gazety i portalu internetowego bez swojego biura i warunków lokalowych. Tak więc z wdzięcznością przyjąłem ten prezent.
Przepraszam za tak długą zwłokę w pisaniu. Mam nadzieję, że będzie ona usprawiedliwiona. Wkrótce napiszę więcej, bo pewnie już się wyjaśni
sprawa kupna. Proszę raz jeszcze o pamięć modlitewną w naszej intencji, aby ten rok był przełomowy dla misji na Ałtaju w kwestii budowy kościoła i pracy sióstr
zakonnych.
|