Trudno nie przyznać racji słowom: ”człowiek planuje, Pan Bóg skreśla”. Kiedy pisałem w maju o planach kupna ziemi pod kościół,
wydawało się, że to nastąpi lada moment. Trzeba było jednak poczekać aż trzy miesiące, zanim to nastąpiło.
Nie wiem, czy tylko rosyjska biurokracja jest taka powolna i „ślimaczo konsekwentna”. Mogę więc opowiadać o swoim podwórku.
Nie wdając się w szczegóły powiem, że trzeba było jeszcze kilku wizyt w różnych instytucjach, aby na koniec podpisać umowę kupna-sprzedaży.
W dodatku zwłoka działała na naszą niekorzyść. Ceny ziemi przy głównej drodze poszły bardzo do góry i niestety tanio nie udało się jej kupić.
Długo się zastanawiałem, czy z tego powodu dalej trzymać się owego miejsca, ale po rozmowie z ks. bpem Werthem nabrałem pewności, że to słuszna decyzja.
W konsekwencji w lipcu parafia nabyła działkę o powierzchni 1785 m2 z niewielkim parterowym domkiem (45m2). Potem przyszedł czas na załatwianie pozwolenia
budowlanego, które ciągnie się niestety do tych por. Jest szansa, że pod koniec roku je otrzymamy.
Powierzenie prac projektowych w Polsce znajomym architektom okazało się nietrafioną ideą. Inne oczekiwania, inne zamierzenia,
a w konsekwencji nieporozumienia, doprowadziły do zerwania umów. I tu okazało się, że nowy architekt znajduje się bardzo blisko (blisko czego?).
„Graficzka” (czyt. redaktor graficzny), która przed paru laty odeszła z pracy w mojej redakcji, założyła biuro projektowe w Nowosybirsku.
Chętnie podjęła się zaprojektowania kościoła i plebani według mojego szkicu. I w efekcie powstała taka oto budowla [foto] [widokówka], która, mam nadzieję,
zmaterializuje się za ok. trzy lata. Po otrzymaniu dokumentów na budowę rozpocznę poszukiwania firmy budowlanej, z którą planuję podpisać umowę jeszcze zimą,
aby z nastaniem wiosny wziąć się do roboty. To, co zasmuca, to wzrost cen materiałów budowlanych i robocizny. Jeszcze trzy lata temu za 100 000 USD można było
by wybudować wszystko w stanie surowym. Dziś sumę tę trzeba pomnożyć przynajmniej przez dwa. W dodatku nasz Bijsk to prowincja i materiały budowlane trzeba
przywozić z odległych miejsc. A wyboru w nich wielkiego nie ma. Dlatego też, kiedy dowiedziałem się o rozbiórce nieczynnej fabryki uzdatniania wody,
zakupiłem tam płyty na przykrycie stropów. Jest szansa, że wiosną zakupię jeszcze kolejne oraz bloki betonowe pod fundament.
Oczekując na dokumenty zbudowaliśmy garaż na materiały budowlane (6x4m), a także rozebraliśmy niepotrzebne szopy i przybudówki.
Z nastaniem mrozów plac budowy zamarł.
Tak jak to było zaplanowane, w sierpniu do Bijska przyjechały dwie siostry zakonne. Wspaniałomyślnie zgodziły się zamieszkać w
domku zakupionym wraz z ziemią pod budowę. Z racji moich funkcji redakcyjnych i spotkań na terenie plebani „szkółki polskiej” itp. nie chciały wnosić
diametralnych zmian w życie misji. W sierpniu nieco podwyższyliśmy komfort ich lokalu tworząc (hmmm, budując?) łazienkę i podłączając prowizorycznie wodę.
Sąsiad nie zgodził się na przekopanie 10 m (przekopanie czego? rury? ziemi?) do jego ujęcia wody i prowizoryczne podłączenie szlaufem przetrwało tylko do
pierwszych przymrozków w październiku. Teraz codziennie siostry noszą w butelkach ten cenny płyn. No, czasami im pomagam. Naprawdę…
Przekazałem im także katechizację naszej dziatwy, która szykuje się do pierwszej komunii i bierzmowania, za co zabrały się ochotnym
sercem (hmmm, albo „z ochotą” albo „z sercem”. Tylko jeśli drugi wariant, to „do czego zabrały się…”). W plan swoich dodatkowych zajęć wpisały
naukę j. angielskiego i koreańskiego. A kiedy wieść się rozniosła, znaleźli się szybko uczniowie. I jak się później okazało, w naszym mieście
są także mieszkańcy o koreańskich korzeniach. I to oni zajęli kilka ławek uczniowskich (za dużo spójników „i”).
Już teraz daje się zauważyć, jakim błogosławieństwem dla parafii jest ich przybycie. Dzieci chętnie uczestniczą w zajęciach religii,
które zawsze się kończą dla nich niewielkim poczęstunkiem. Zakrystia została uporządkowana i uprzątnięta. Nawet nie wiedziałem, że alby mogą być tak białe?
Ołtarz ma zawsze świeże kwiaty, a w dni świąteczne jest nowa dekoracja. I żeby dodać jeszcze odrobinę lukru do tego ciasteczka – jedna z sióstr gra na organach,
a druga bardzo ładnie śpiewa.
Obiecałem im, że kiedy skończymy budowę, zabiorę je do Polski pokazać najważniejsze ośrodki religijne i sanktuaria,
a one planują zabrać mnie do Korei. Hm, „pożywiom, uwidim”…
W lipcu odbył się obóz z udziałem dzieci i młodzieży. Uczestniczyła w nim grupa wolontariuszy z Polski, która przybyła pod wodzą ks. Jerzego Babiaka z Wrocławia.
Salezjański duch udzielał się każdego dnia w śpiewach, zabawach, ale także i w nauce j. polskiego, angielskiego i religii. W odpowiedzi goście otrzymywali porcję
rosyjskiego w ramkach pięknej, ałtajskiej przyrody. Podobny obóz z udziałem Polaków planowany jest i w 2008 roku
(Strona Szkolnego Wolontariatu Liceum Salezjańskiego - dodał webmaster).
Niewykluczone, że do niego dołączy również grupa z Korei. Pewnie wieży Babel nie zbudujemy, ale bliższe relacje z rówieśnikami z innych kontynentów tak.
Latem, jak zawsze u nas było tłoczno od gości. I w tym roku zawitali tłumnie nie tylko Polacy, ale także Niemcy,
Koreańczycy, Czech i Włoch. Będzie tego ok. 70 osób. Przyjeżdżali na motocyklach (ale rumaki!), samochodach terenowych, busach, pociągami i samolotami.
Każdego czekała niespodzianka z banią, która potem okazywała się najbardziej okupowanym miejscem. To, co można zauważyć, Bijsk staje się bramą nie tylko
dla miejscowych gór, ale także mongolskich. Przeszło jedna trzecia turystów stąd albo wyruszyła do imperium Dżingis Chana, albo stamtąd docierała do nas.
Czasem słyszę sugestię gości, że czas najwyższy otworzyć firmę turystyczną. A może to by nie było takie głupie?
We wrześniu udało nam się wraz z „Centrum Kultury Polskiej” odwiedzić zapomniane cmentarze na Ałtaju.
W Jużnym poprawiliśmy ogrodzenie i wycięliśmy wyrosłe przez rok krzewy i drzewka. Poprawiliśmy też mogiły usypując na nowo ziemię.
Przy dwudziestu dwóch postawiliśmy nagrobne krzyże. Podczas prac porządkowych okazało się, że mogił jest ponad czterdzieści i za rok wybieramy się dokończyć dzieła.
W innej miejscowości wykarczowaliśmy niewielki fragment cmentarza, na którym pozostały resztki z katolickich krzyży. Teren został ogrodzony i uporządkowany.
Przed jego wejściem postawiliśmy duży krzyż osadzony w betonie. Przed nim zaś dwie tablice upamiętniające pochowanych tam Rodaków. Najmłodszy z nich umarł
niemowlęciem. Tablicę ufundowały dwie siostry (siostry zmarłego czy siostry zakonne? Przydałoby się to uściślić) ze Szczecina, które spędziły dzieciństwo
w latach wojny na Ałtaju. Tam też, w Pokrowskim spoczywa ich mama.
Takich cmentarzy na Ałtaju jest bardzo dużo. Ale już za kilka lat zapomni o nich świat, bo zarośnięte odchodzą w niepamięć.
Miejscowa ludność nie dba o nie wcale. Przykro to mówić, ale nawet groby ich najbliższych są zarośnięte i często porzucone. A co dopiero tych, których pochowano
60 lat temu. Może uda nam się jeszcze kilka takich miejsc ocalić od zapomnienia?
Żeby nie kończyć tak poważnie i listopadowo trzeba wspomnieć o naszym nauczycielu j. polskiego ze „szkółki”. Mam nadzieję, że nie zdradzam
osobistych jego dywagacji (hmmm, co to znaczy zdradzać dywagacje?). Pan Paweł Jońca po trzech latach pracy w Bijsku powrócił do Polski. Nie była to łatwa decyzja,
bo zgrana paczka uczniów u nas i na politechnice wyraźnie zachęcała do pozostania jeszcze na rok. Ale telefony rodziny i przyjaciół z kraju nad Wisłą ostatecznie zadecydowały o wyjeździe. Ponieważ jego osoba zasługuje na większy wątek, następnym razem odsłonię nieco kartek z historii naszego wspólnego zamieszkania.
|